American Horror Story – to lubię!

Wracam do tematów filmowych. Tym razem o serialach. Uwielbiam horrory, więc kiedy się dowiedziałam o istnieniu American Horror Story pomyślałam, że to coś dla mnie. Niestety w ciągu roku oglądam kilka seriali i zwyczajnie nie starczyło czasu na wcześniejsze zapoznanie się z AHS. W końcu jednak przyszła ta chwila i nie żałuję, że dopiero teraz, ponieważ dzięki temu, że zwlekałam mogłam za jednym zamachem pochłonąć dwie serie. Nie musiałam czekać na pojawienie się kolejnego odcinka, bo wszystkie czekały na mnie w sieci:).


Jak sama nazwa wskazuje serial swoją tematyką nawiązuje do horrorów. Pierwsza seria rozgrywa się w nawiedzonym domu, do którego wprowadza się niczego nieświadoma tradycyjna amerykańska rodzina. Klasyczny to motyw, jednak ubrany w formę serialu potrafi ponownie zachwycić.  Bardzo dobrze się to ogląda, jeśli ktoś lubi takie klimaty, czasem można nawet poczuć ciarki na plecach:).

W porównaniu z serią pierwszą, druga nosząca podtytuł Asylum to już prawdziwe mistrzostwo. Jak dla mnie serial wymiata:). Ulokowanie miejsca akcji w Zakładzie Psychiatrycznym prowadzonym przez kościół to był strzał w dziesiątkę. Mroczny klimat Briarcliff wciąga bez reszty. Obserwowanie rosnącego zepsucia pracowników zakładu, śledzenie losów osadzonych tam przypadkowo osób to czysta przyjemność – jeśli ktoś lubi takie przyjemności:). Do tego dochodzi przeplatająca fabułę historia krwawego mordercy Bloody Face, który zabija swoje ofiary i niczym doktor Lecter szyje z ich skóry potworną maskę. Fani horrorów powinni być zachwyceni.

Seria pierwsza i druga nie są ze sobą fabularnie w żaden sposób powiązane, to dwie zupełnie różne historie, które zamykają się w 12 i 13 odcinkach. Tym ciekawszy jest zabieg, który postanowili zastosować twórcy serialu, a mianowicie obsadzili bohaterów części pierwszej w zupełnie nowych rolach także w serii drugiej. Dzięki temu możemy obserwować znanych nam już aktorów w zupełnie nowej odsłonie.

Na szczególną uwagę zasługuje grająca w obu częściach nieoceniona Jessica Lange. Jej kreacja zarówno w serii pierwszej, jak i drugiej to najjaśniejszy punkt AHS. Pomimo, że grane przez nią postacie nie są jednoznaczne ogląda się ją z przyjemnością i to ją lubi się najbardziej. Siostra Jude w jej wykonaniu to wyrafinowana rola godna Oscara. Tym bardziej nie mogę się doczekać części trzeciej (podtytuł „Coven”), która w tv już prawdopodobnie jesienią.  Tym razem akcja ma być osadzona w czasach współczesnych, w obsadzie w dalszym ciągu „starzy” znajomi tzn. między innymi Evan Peters i oczywiście Jessica.  Podobno to właśnie ona ma decydujący wpływ na kształt obsady, zatrudnieni zostaną ci, z którymi ona będzie chciała pracować. To się nazywa pozycja:). Ale nie dziwię się wcale, tylko cieszę, że będę mogła oglądać ją ponownie.

Hołd dla siostry Jude:)

Na koniec z pewnością uwielbiana przez wszystkich piosenka przewodnia drugiej serii, słynna „Dominique” którą siostra Jude dzień w dzień „uszczęśliwiała” pensjonariuszy ośrodka:) Wersja 12- godzinna, można poczuć się jak w Briarcliff:)

 

Historia tej piosenki nie należy niestety do najszczęśliwszych, faktycznie była napisana i wykonywana przez siostrę zakonną w 1963 roku. Po swoim sukcesie muzycznym, siostra opuściła zakon i nawiązała trwałą relację z drugą kobietą. Niestety nie były to zbyt tolerancyjne czasy (wątek homoseksualizmu i nietolerancji wobec niego jest zresztą poruszony w Asylum) i już wkrótce kościół doprowadził siostrę do finansowej ruiny. Ona i jej ukochana popełniły samobójstwo. Znając tę historię, obecność tej piosenki w serialu nabiera dodatkowego znaczenia.

Oryginał:

Dodaj komentarz